Hierarchia a odwaga

Czyli czy kościół zbuduje neutronową gwiazdę miłości?

Paradoksalnie, pełzający upadek kultury kościoła katolickiego i poniekąd tradycji chrześcijańskiej gotuje się właśnie w Polsce w atmosferze podnieconej hipokryzji napędzanej celowo kreowaną atmosfera strachu i zagrożenia.

Fot. Kaj
Fot. Kaj

Prawdy głoszone przez wielu obywateli, często autorytetów, np. ksiądz dr Oko, na siłę broniących granic i suwerenności prawd jedynie słusznych o świecie zmierzającym ku upadkowi, o zepsuciu świata zachodniego, i innych tego typu lokalnych legendach, generują nic innego jak właśnie strach. Czy generowanie społecznego strachu jest powodem, dla którego uczestnik polskiego kościoła przychodzi do swojej świątyni po modlitwę, która ma ukoić jego sferę duchową?

Pytanie retoryczne. Ale czy napewno? Ze sporym zapasem rzetelności można założyć że:

  • Generowanie strachu jest drogą wybraną przez kościół polski do trwania w swojej roli.
  • Obecna wymiana kościół-uczestnik jest zwyczajnie niedobra: ofiarując swoje zaufanie i nierzadko pieniądze otrzymuję emocję strachu i poczucie zagubienia. Transakcja wydaje się co najmniej niskiej jakości. Utrzymanie tego stanu nierównowagi jest również dla kościoła coraz droższe.

Dla  hierarchów ten stan rzeczy z pewnością jest jasny i prawdopodobnie coraz częściej pojawia się pytanie jak długo pacjent się nie zbudzi z narkotycznego strachu i co będzie jak się już obudzi. Zbudowanie fundamentów „gwiazdy miłości” na obecnym rozłamie społecznym wywołałoby pozytywne reperkusje dla społeczności kościelnej i odmieniłoby od dawna zapomnianą piękną rolę samego kościoła.

Nadal obecne narcystyczne poczucie uciemiężonego narodu wybranego powoduje, że dopuszczając do siebie strachy rozsiewane przez zagubionych krasomówców skazujemy się sami na wieczny piekielny ogień, podczas gdy „zepsuta kultura zachodu” dochodzi do społecznej dojrzałości klas średnich na miarę moralnych elit. Zamiast do „nieuniknionej apokalipsy” idzie w kierunku, w którym obywatele państwa takiego jak Niemcy (nie ma tu błędu) czują się świadomie odpowiedzialni nie tylko za własną kulturę i społeczeństwo, ale czują swoją rolę w przynależeniu do Świata takiego, jakim on jest z całym dobrem i złem, z wszelkimi „pięknami i ohydami” i wszystkim tym, co mamy szczęście wspólnie, i każdy z osobna, przeżywać.

Czy to przypadkiem nie jest właśnie naturalna konsekwencja podstawowych dogmatów chrześcijaństwa?:

„Podstawowym przykazaniem etycznym chrześcijan oprócz przykazań Dekalogu jest przykazanie miłości Boga oraz bliźniego (nawet nieprzyjaciół). Miłość polega nie na akceptacji grzechu, ale nieżywieniu negatywnych uczuć względem źle czyniących, krzywdzących, nieszukaniu odwetu, ale pozostawieniu człowiekowi prawa do wyboru własnej drogi, do wolności, którą każdy powinien szanować, podobnie jak Bóg to czyni względem każdego człowieka” [wikipedia.pl; hasło Chrześcijaństwo]

Co ciekawe, społeczna dojrzałość w Niemczech, osiągnięta została na skalę całego kraju, nie poprzez kościelne moralizatorskie wykłady i monopol na definiowanie dobra, a poprzez mądre przeżywanie traumy społecznej i poczucia winy po ogromnej tragedii II Wojny Światowej, ciężką pracę, otwartość i eksponowanie się na inne kultury, gotowość na wyrzeczenia i oszczędności, czy wreszcie konsekwentne dążenie do wspólnego celu, czyli dobra wszystkich obywateli.

Zamachy terrorystyczne, wojny, szantaże, okupacje i innego typu zła, są wszędzie obecne i nieuniknione i występują na różnych poziomach rozwoju społecznego. Również wojny krzyżowe, kolonizacje, sądy inkwizycyjne z przed kilku wieków nie były jakimś specjalnym postępem moralnym… chyba nikt nie chce już być strażnikiem takiej właśnie moralności.  Jednak one były i teraz jest czas i możliwość na skorzystanie z tych wszystkich cywilizacyjnych potknięć żeby sprawić żeby Świat był lepszy nie tylko w granicach Rzeczpospolitej, ale wszędzie i dla każdego bez względu na jego przynależności narodowo-religijno-kulturowe. Wtedy również każdemu na naszym małym podwórku będzie lepiej. Życzę tego naszym teologom i opiniotwórcom, żeby stanęli na czele takiego strumienia energii. To pozwoli każdemu poczuć się lepiej z kościołem a tym samym zwrócić społeczeństwu wolność od strachu i powrót do najpiękniejszej chrześcijańskiej doktryny – miłości. A Kościół polski będzie mógł dumnie wyjść z ciemnych i smutnych zaułków irracjonalnego strachu.

Tym samym nikt już nie będzie potrzebował nikogo straszyć i nikt nie będzie musiał się niczego bać. To takie małe kajo-marzenie :).

Aż trudno sobie wyobrazić gdyby te ogromne polskie zasoby energii miłości, zamiast trzymane w ryzach kościelnych ciemnych i zimnych moralitetów zostały „odpalone” na skrzydłach obudzonego z koszmaru polskiego, turbo-odrzutowego kościoła miłości. To z pewnością byłyby narodziny neutronowej gwiazdy miłości i tymsamym prawdziwe moralne odrodzenie pięknych polskich tradycji chrześcijańskich.

Naturalnie ludzkie jest, że wspomniany ksiądz dr Oko bardzo chciałby równie entuzjastycznie ogłaszać miłość, tak jak teraz głosi strach. Tylko jeszcze o tym nie wie :). Albo jeszcze się nie odważył wiedzieć?

P.S. Warto będzie jeszcze kiedyś wrócić do tematu księdza doktora, ponieważ miałem kiedyś okazję uczestniczyć w rekolekcjach prowadzonych przez księdza w Kościele Św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i to przeżycie zostało ze mną do dziś …

Leave a Reply